Polskie góry. Znane, przedeptane we wszystkich kierunkach, przecięte tysiącami ścieżek. Znamy je wszyscy. A jednak, choć zdarzyło mi się wędrować przez wiele gór Europy i Azji, wciąż wracam w te znajome, oswojone miejsca. Dlaczego?
Może powodem są wszystkie wspomnienia, z jakimi związały się te szczyty i doliny. W wieku 8 lat po raz pierwszy zarzuciłem plecak na plecy i ruszyłem, po kolana w śniegu, na pobliski szczyt. Do schroniska na wierzchołku doczłapałem ostatkiem sił. Kolejne dni były wędrówką w białej pustce, przez którą z wysiłkiem torowaliśmy sobie drogę. I choć tamten początek powinien był mnie zniechęcić, jakoś mu się nie udało. Każdy kolejny rok przynosił coraz dalsze wyjazdy z rodziną i znajomymi.
Na moją pierwszą, naprawdę długą wędrówkę wyruszyłem w wieku 20 lat. Zamierzałem samotnie przejść całe polskie Karpaty, ze wschodu na zachód, mając całe swoje wyposażenie w plecaku. Mało doświadczony turysta, przyzwyczajony do wędrowania między schroniskami, nie miał doświadczenia w wielodniowych przygodach. Nie wiedziałem, co jest potrzebne, by przetrwać kilkaset kilometrów marszu przez góry. A jednak ruszyłem sam, by przejść prawie 500 kilometrów polskich gór. Mój plecak był niewygodny, zapakowany zbędnymi rzeczami, jego ciężar przytłaczał mnie strasznie. Po prawie 3 tygodniach, walcząc z ulewami w masywie Babiej Góry, dotarłem w Beskid Śląski, gdzie przygoda się zakończyła.
Czy po takim przejściu powinienem jeszcze wracać w polskie góry? W końcu poznałem je już całe, powinienem więc szukać nowych wyzwań i celów, gdzieś za granicami. A jednak coś przyciąga mnie wciąż w te same miejsca. Choć znam je dobrze, to tu odnajduję spokój i wyciszenie.
Docierając po latach w znajome miejsca zaczynam patrzeć na nie innym spojrzeniem. Bogatszy o wiedzę, zdobytą na studiach, w pracy czy na kursie przewodnickim, dostrzegam procesy, jakie umykały mi wcześniej. Znajomość praw rządzących lasem umożliwia dostrzeżenie, jak rodzi się on, rozwija i umiera w niekończącym się cyklu wzrastania i starzenia. Znajomość historii w tym, co kiedyś zdawało się stertą gruzu wśród gęstych chaszczy, rozpoznać ślady dawnej wsi lub świątyni. Rzeczy, których kiedyś nie udało mi się zobaczyć, zakątki do których nie zajrzałem i nie dotarłem? gdy wracam w te same miejsca dają mi satysfakcje większą niż kolejny pobyt w nowym miejscu, które odkrywam od zera.
Jeszcze niedawno uważałem, że szczęście oznacza poznawanie nowych miejsc i ludzi. Musiałem nasycić się nimi by dostrzec, że chodzi o coś zupełnie innego. Szczęście zależy od tego, co noszę w sobie, od spokoju jaki daje mi wędrówka. Od pewności, z jaką wyruszam na szlak z coraz lżejszym bagażem wiedząc, że mogę polegać przede wszystkim na swojej wewnętrznej sile. Prawdziwy ZEW przygody można poczuć w miejscach dobrze znanych. Gdy to zrozumiałem, zacząłem wracać do tych samych miejsc. Poznaję je jeszcze lepiej, odkrywam szczegóły, które umknęły mi wcześniej.
Instynkt odkrywcy poczuć można nawet wokół własnego domu. Do dzieła!
Łukasz Supergan ? Podróżnik, fotograf, dziennikarz. Za swoje podróże dwukrotnie wyróżniony w kategorii ?Wyczyn Roku? na gdyńskich ?Kolosach?. Jego samotne przejście gór Zagros otrzymało nominację do nagrody National Geographic Traveler.