Karpaty Ukraińskie ? Gorgany, Świdowiec, Czarnohora

Karpaty Ukraińskie ? Gorgany, Świdowiec, Czarnohora

Ta droga zaczęła się tak, jakby nic miało się nie udać. Autobus zakończył bieg pośrodku wsi, z której jeszcze kilka godzin dzieliło mnie od początku szlaku. Przypadkowo złapana terenówka wypełniona była mężczyznami jadącymi do pracy w lesie. Śmiejąc się, zrobili mi miejsce na pace furgonetki i kołysząc się na wybojach pojechaliśmy w górę.Niestety, przy pierwszym strumieniu okazało się, że ostatnie deszcze podmyły most i na drugą stronę da się przejść tylko pieszo. Było już ciemno, gdy rozbijałem namiot pod drzewami. Pogoda była niepewna, w dolinach kłębiły się chmury, nad grzbietem słychać było gwałtowny wiatr wróżący niepogodę.

Wędrowanie otwartą przestrzenią połoniny ma w sobie coś z magii. Gdy nad ranem wspinam się na grzbiet, chmury zdają się zbliżać do mnie. Zdaje się ? na wyciągnięcie ręki. Szeroki grzbiet jest pusty, jedynie wąska, błotnista droga, ciągnąca się kilometrami w morzu traw. Las został w dole, szedłem wysoko nad linią drzew. Padające od kilku dni deszcze zmyły ostatnie płaty śniegu i jak okiem sięgnąć, wzrok zatrzymuje się na soczyście zielonych zboczach i dolinach.

Połonina to królestwo wolności. Jestem tu sam na sam ze sobą i przyrodą. No i może jeszcze przypadkowymi mieszkańcami tych górskich krain. Niespodziewanie, spomiędzy chmur, przede mną wynurza się stado półdzikich koni, przygnanych tu pewnie przez kogoś z miejscowych. Spędzą kilka miesięcy zupełnie samotne i wolne, zanim wrócą w doliny.

Choć powstają tu pierwsze szlaki, wśród szczytów Wschodnich Karpat jest się wolnym. Tu ścieżka jest tylko propozycją, której możesz posłuchać lub nie. Każdy grzbiet, każda dolina są zaproszeniem do odszukania własnej drogi przez góry. A gdy drogi nie ma? Może trzeba zdobyć się na odwagę i wytyczyć własną?

Te góry to spotkania z historią. Odległą, a jakby niedawną, widoczną na wyciągniecie ręki. Na głównym grzbiecie Czarnohory, u stóp najwyższych gór Ukrainy, witają mnie stare słupki graniczne z wyrytymi literami. Stare symbole są jeszcze czytelne, daty cofają wstecz o całe stulecie. W takich miejscach, czas jakby się zatrzymał. Kilka innych, pochylonych ze starości, wynurza się z gąszczy bukowej puszczy, w Gorganach.



Tu wciąż aktualne są stare mapy, przez długi czas wędruję śladami dawnych granic. Poza przypadkowym spotkaniem na połoninnej ścieżce, drugiego dnia, jestem zupełnie sam. Namiot rozbijam o zmierzchu. Do późna w noc siedzę przy ogniu. Rano zwijam moje schronienie i kierunek wybieram zupełnie spontanicznie. Nie ogranicza mnie nic.



Wschodnie Karpaty to wreszcie spotkania z ludźmi. Zawsze otwartymi i ciepło witającymi przybysza. Leśnicy pod szczytem Howerli czy gospodarz mieszkający gdzieś wysoko nad doliną ? każdy z nich znajduje chwilę, by zatrzymać się, zamienić słowo, pomóc w razie potrzeby. Mówimy różnymi językami, a jednak po chwili rozumiemy się świetnie.

Takie spotkania przypominają, że choć w górach szukam samotności, to właśnie ludzie sprawiają, że wracam na Wschód, gdy tylko mogę. Tu spotkanie z drugim jest cały czas świętem.

O zachodzie słońca staję na szczycie gorgańskiej Popadii. Pogoda poprawiła się, wzrok ogarnia odległe szczyty, od rumuńskich pasm na południu, po polskie Bieszczady na zachodzie. Drugiego takiego miejsca nie ma w całych Karpatach. To tu odnajduje moją przestrzeń wolności, zew natury i równowagę.



Łukasz Supergan ? Podróżnik, fotograf, dziennikarz. Za swoje podróże dwukrotnie wyróżniony w kategorii ?Wyczyn Roku? na gdyńskich ?Kolosach?. Jego samotne przejście gór Zagros otrzymało nominację do nagrody National Geographic Traveler.

Udostępnij tę treść