Minione pół roku oznaczało dla mnie wysiłek i szaleńczy wyścig z czasem. Koniec jednej podróży, oznaczał początek kolejnej, tym razem twórczej. Na prawie pół roku zamknąłem się w czterech ścianach domu, pisząc książkę. Gdy postawiłem ostatnią kropkę, zdałem sobie sprawę, jak bardzo jestem zmęczony. Jak bardzo potrzebuję odzyskać równowagę.Wrócić do tego, co ważne i co pierwotne. Odnaleźć z powrotem prawdziwe życie, z jego prostotą i naturalnością, w miejsce pędu, który opanowuje nas tu, w miastach.
Od dawna towarzyszyła mi myśl, by odnaleźć miejsce, w którym będę zupełnie sam, zapomniane i omijane przez innych. Czy takich punktów na mapie trzeba szukać na drugim końcu świata? Nie. Okazało się, że mam je niemal pod ręką.
Bukowskie Wierchy i Wyhorlat. Jeśli wymienić ich nazwę, niemal nikt nie będzie wiedział gdzie ich szukać. Rozległe masywy górskie na pograniczu słowacko-ukraińskim, odsunięte na bok przez historię, zapomniane i rzadko eksplorowane nawet przez pasjonatów. Miejsce idealne, by zostawić wszystko to, co niepotrzebne, odłożyć na bok pośpiech, być na powrót sobą.
Ruszyłem w drogę z polskich Bieszczadów. Pusty masyw Hyrlatej okazał się odosobnionym, ale gościnnym miejscem. Na zboczach leżały jeszcze wiosenne śniegi, ale przyroda obudziła się już do życia. Nie musiałem się śpieszyć. Był tylko powolny marsz starym lasem bukowym, pełnym starych drzew i powalonych konarów. Pierwsza noc wypadła gdzieś wysoko pod szczytem. Odnalazłem zaznaczone na mapie źródło, rozpaliłem pierwszy w tym roku ogień w górach i milcząc wpatrywałem się w zachód słońca. W przejrzystym powietrzu wzrok sięgał na ponad sto kilometrów w dal, aż po odległe szczyty Tatr.
Po drugiej stronie granicy czekały Bukowskie Wierchy. Jeszcze bardziej dzikie i bardziej opuszczone niż góry po polskiej stronie. Późnym popołudniem minęło mnie dwóch samotnych strażników pilnujących granicy. Kilka słów wyjaśnień, machnięcie dłonią, że wszystko w porządku. Poza tym spotkaniem, łąki, znaczące dawne wsie i lasy dokoła, były puste. Słychać tylko głos kroków. Wystarczyło pójść w górę strumienia, by trafić na słupki graniczne albo wybrać ścieżkę, która znikała między drzewami.
Warto zejść ze ścieżki, by znaleźć coś wyjątkowego. Był już wieczór, gdy w głębi lasu odnalazłem pustką chatę leśników. Ślady wskazywały, że od tygodni nie trafił tu nikt. Nocą, przed oknem przebiegła chmara saren. Niemal nie dostrzegły obcego. O poranku zszedłem w dolinę, która zaprowadziła mnie jeszcze dalej, ku południowi. Las był wciąż pusty i milczący, strumień pozwolił zmyć z siebie zmęczenie i upał.
Chwile niezwykłe? Jedną z nich było na pewno wejście na szczyt Sninskiego Kamienia. Wybitny szczyt w paśmie Wyhorlatu zwieńczony jest popękanym, skalnym stołem. Wzrok ogarnia stamtąd olbrzymią przestrzeń, od polskich gór na północy po odległą dolinę Dunaju i granicę Węgier. Za wierzchołkiem ścieżki znikają. Przebijam się powoli między powalonymi drzewami i drzewami, wymijam połacie zleżałego śniegu, rozgarniam gąszcz gałęzi. Na bezdrożach tych gór ludzie goszczą rzadko. Nawet tam, gdzie mapa wskazuje ścieżkę, znajduję tylko gąszcz. Żadnych śladów. Teraz rozumiem, dlaczego żaden przewodnik nie opisuje tego miejsca. O tych górach jakby zapomniano.
Rozgwieżdżona noc zastaje mnie w myśliwskiej chacie na odludziu. Palę ogień, jakbym chciał zaznaczyć swoja obecność w tym pustkowiu, przyciągnąć czyjś wzrok. A przecież nie ma tu nikogo.
Dwa dni później dotarłem na szeroką równinę, na południu. Tu kończą się Karpaty. Wahanie: iść dalej? Wrócić w góry? Przede mną kolejny kraj, ale pełen dróg i ludzi. Za mną górskie pustkowie, które właśnie opuściłem. Odwróciłem się i wszedłem z powrotem w góry. Tak, by jeszcze jeden, ostatni dzień, być sam, spędzić ostatnią noc pod gwiazdami. Cywilizacja daje złudzenie bezpieczeństwa, jednak to w samotności i ciszy stajemy się naprawdę sobą.
Łukasz Supergan ? Podróżnik, fotograf, dziennikarz. Za swoje podróże dwukrotnie wyróżniony w kategorii ?Wyczyn Roku? na gdyńskich ?Kolosach?. Jego samotne przejście gór Zagros otrzymało nominację do nagrody National Geographic Traveler.