Moja historia z windsurfingiem zaczęła się w 2004 roku, kiedy miałem 10 lat. Od zawsze kochałem sport i próbowałem różnych dyscyplin. Trenowałem pływanie, jeździłem na nartach, grałem w tenisa, trenowałem sztuki walki, jednak to właśnie windsurfing najbardziej przypadł mi do gustu.
Dobrze pamiętam kiedy pierwszy raz stanąłem na desce. Było to jeszcze w czasach, kiedy nie wiedziałem o windsurfingu nic poza tym, że aby płynąć należy trzymać żagiel. Jednak z racji, że bardzo chciałem spróbować, niewiele się zastanawiając wskoczyłem na pokład i zabrałem się za podnoszenie żagla z wody.
Ku zdziwieniu wszystkich, po pierwszej próbie po prostu odpłynąłem od brzegu. Nie wiedziałem co dalej robić, ale tak mi się to spodobało, że nie miałem zamiaru się zatrzymywać, ani tym bardziej wracać! Po dłuższej chwili euforii, trzeba było jednak pomyśleć o powrocie. Tutaj sprawy się nieco skomplikowały.
Nie potrafiłem manewrować żaglem, tak by wrócić na brzeg. Jednak w mojej głowie szybko powstał genialny, na tamtą chwilę, plan. Wskoczyłem do wody i obróciłem sprzęt w kierunku plaży licząc, że to wystarczy, by bezpiecznie wrócić do brzegu.
Deska była dla mnie niesamowicie ciężka, ale jakoś sobie z tym poradziłem – trenowałem przecież pływanie wpław – jednak największą porażką okazał się sam powrót. Mimo, że stałem na desce i poruszałem się w kierunku brzegu, płynąłem zupełnie nie tym torem co poprzednio. Gimnastykowałem się i machałem żaglem na wszystkie strony, jednak bezskutecznie.
W końcu, już nie rozbawiony, a cały zapłakany dobiłem do plaży, gdzie czekał mnie jeszcze spacer ze sprzętem wzdłuż brzegu, żeby wrócić na miejsce startu. To było dla mnie ciężkie przeżycie. Będąc małym chłopcem wypłynąłem daleko, nie wiedząc do końca jak wrócić. Dopiero później dowiedziałem się do czego służy miecz w desce oraz nauczyłem się ustawiać żagiel tak aby nie walczyć z wiatrem, a wykorzystując jego siłę kierować się gdzie tylko zechcę.
Jednak sam moment przecinania fal deską windsurfingową, zapierając się na żaglu zapadł mi w pamięci na długo. Tak mi się to spodobało, że pływam już ponad dziesięć lat i wciąż ani mi się śni kończyć, ani zawracać. Wręcz przeciwnie. Chcę płynąć szybciej, dalej i czerpać z tego jeszcze większą przyjemność. Poczucie wolności, dynamika, obcowanie z żywiołem, przekraczanie granic, kontakt z naturą… to właśnie sprawia mi przyjemność i dokładnie to wszystko odnajduję w windsurfingu, który stanowi sporą część mojego życia.
Wiążą się z tym ciągłe wyjazdy, treningi i zawody. Nie zawsze jest łatwo. To nieustanna praca nad samym sobą, doskonalenie umiejętności, obserwacja wiatru i wody, przezwyciężanie słabości i dążenie do bycia lepszym. To mój ZEW. Ci co go już poczuli na pewno wiedzą o czym mówię, a wszystkich tych którzy nie do końca wiedzą o co chodzi, zachęcam do poszukiwań. Jeśli jeszcze tego nie odkryliście… poszukajcie, nie pożałujecie!
Paweł Tarnowski ? mimo młodego wieku, jest utytułowanym reprezentantem Polski w żeglarskiej klasie RS:X. W skład jego osiągnięć wchodzi m.in. złoty medal mistrzostw Europy (2015 r.), złoty medal mistrzostw Europy juniorów (2014 r.) oraz srebrny medal mistrzostw świat juniorów (2014 r.). Był także bardzo bliski pojechania do Rio na olimpiadę, jednak rzutem na taśmę przegrał rywalizację z drugim reprezentantem Polski.